
Świeże maliny bez problemu można kupić przez całe lato, przypominają też o obfitości lata i słońcu. Maliny to owoce o bardzo dobrym smaku i aromacie, które dodatkowo wykazują właściwości prozdrowotne. Owoce malin idealnie nadają się do wypieków oraz sporządzania soków i syropów. Chociaż wino malinowe jest bardzo smaczne, nie jest tak popularne jak inne wina owocowe. Dzieje się tak dlatego, że maliny są dość drogie, a do wyprodukowania 10 litrów wina potrzeba 7 kg. Nasze lasy dawały dość dużo malin, więc poszedłem do lasu po maliny. Taka dzika uprawa jest niesamowicie smaczna, aromatyczna i słodka, a bez oprysków – naturalna. Niestety nie każdy ma możliwość zbierania malin w lesie, nie pozostaje nam nic innego jak je kupować. Warto spróbować, bo malinowe wina deserowe są pyszne.
Jak zrobić wino malinowe?
- maliny – 2 kg
- wino owocowe kompleks drożdżowy
- przegotowana woda – 1 l
- Zmiksuj maliny, a następnie dodaj je do galona.
- Rozpuść cukier we wrzącej wodzie o temperaturze 30 stopni Celsjusza i wlej do galona.
- Następnie wsyp drożdże w proporcji wyliczonej z danych na opakowaniu.
- Zamknij białą nakrętkę, włóż probówkę i wlej wodę do zbiornika.
- Na koniec umieść w ciepłym, zacienionym miejscu.
- Gdy po około dwóch dniach zauważymy, że owoce wyrosły na wierzchu, możemy dosłodzić bazę wodą z cukrem, aby w końcu uzyskać mocniejsze wino. Dalej postępujemy jak przy tradycyjnym winiarstwie.
(tixag)225agbag cukru -_140.215gbag kg )
Nie znoszę tego rodzaju osobistego pisania na tym blogu, ale zdecydowałem, że warto pisać dla siebie i uświadomić sobie dokładnie, co robiłem rok temu. Mam nadzieję, że ten tekst nie zabrzmi jak coaching, a raczej inspiracja. W życiu trzeba iść do przodu i mam nadzieję, że ten tekst da Ci siłę do decydowania, planowania i unikania kilku błędów, by łagodniej wylądować na swoim.
Co właściwie się stało? Jeśli szukasz dobrej pracy lub dyplomu z fajnymi planami kariery w dużej międzynarodowej firmie, prawdopodobnie pomyślisz, że byłem niewdzięczny. Kto by dobrowolnie zrezygnował ze stałej pensji, klimatyzacji, darmowej kawy (i to dobrej), świadczeń socjalnych, prywatnej opieki zdrowotnej, recepcji odbierającej wszystkie paczki z zakupów online, wyjazdów integracyjnych, premii rocznych, uznania rodziny i cotygodniowej euforii w piątek o 18:00: 00 ? To ja. Zaraz po studiach we Wrocławiu zostałam wchłonięta przez Warszawę. W sumie znalazłem się w samym środku polskiej branży reklamowej przez czysty przypadek i zbieg okoliczności poprzez świetny PBR. Na początku trochę jak Dyzma, bo nawet nie szukałem pracy w Warszawie i od razu zostałem zatrudniony przez jeden z większych domów mediowych. Ale miesiąc po miesiącu, rok po roku fascynowała mnie praca i życie w Warszawie. Do tego stopnia, że od dwóch lat bardzo lubię swoje obowiązki i codziennie (zawsze z lekkim opóźnieniem) siedzę przy biurku. Zajmowałem się głównie współpracą z influencerami (blogerami, youtuberami itp.), choć moje umiejętności i zainteresowania sięgały znacznie dalej. Byli pierwszorzędni klienci, wyzwania, twórcze fermenty, które nie pozwalały spać po nocach, briefy, terminy, wpadki i nagrody. Na pewno dużo doświadczenia branżowego i życiowego. Tak chcę zapamiętać te 6 lat. Pod skórą, powoli, ale miarowo, w moim gardle rosło „wybrzuszenie”. Prowadzę tego bloga od jakiegoś czasu. Praca nad nią przynosiła mi z miesiąca na miesiąc coraz więcej: czasu, satysfakcji i od pewnego momentu pieniędzy. Mogę powiedzieć, że zawsze myślałam o sobie bardziej jako o blogerce niż o pracowniku firmy. Wydaje mi się, że ludzie częściej też widzą mnie przez pryzmat bloga. Ponadto w ciągu ostatniego roku pracowałem dosłownie na dwóch pełnych etatach. Biznes rano, blogowanie wieczorem. nie narzekałem. Wiecie, czego najbardziej mi brakowało? Kiedy było lato i było ciepło, a ja siedziałam w zimnym, klimatyzowanym biurze, czułam taką straszną bezsens i dezaprobatę zamknięcia w tym pokoju. Wiedziałem, że żadne wakacje nie stłumią mojego naiwnego pragnienia tej głupiej wolności. Może po prostu nie nadawałem się do tego typu pracy na dłuższą metę? Nie wiem. Jedno wiem na pewno, że pewnego majowego dnia (choć nie tak nagle) coś we mnie pękło i złożyłem rezygnację ze skutkiem na 3 miesiące. To tyle jeśli chodzi o długi wstęp. Przeczytaj, jak to było i czego nauczyłem się z pierwszej ręki na pierwszym roku. Mit decyzji Decyzji nie podjąłem z dnia na dzień, była ona raczej wynikiem miesięcy zmagań z umysłem. Nie wszystko w pracy mi odpowiadało i jakiś miesiąc przed Dniem 0 zaproponowałem mojemu pracodawcy umowę, która uwolniłaby mnie od niewdzięcznych obowiązków i mogłem skupić się tylko na tym, co rozwija mnie i firmę. Niestety (na szczęście) moje warunki nie zostały do końca uzgodnione, więc złożyłem rezygnację, a ponieważ pracowałem w firmie ponad 3 lata miałem jeszcze 3 miesiące na zmianę sytuacji lub znalezienie nowej pracy. Nie powiem, że szukam nowej pracy. Bardziej zależało mi na rozmowie z ludźmi (bo może uda się znaleźć jakąś wymarzoną pracę). Ponieważ nic takiego się nie wydarzyło, zatrudnienie zakończyło się 1 września 2015 roku. Nie pamiętam pierwszego ranka w nowej rzeczywistości. Może dlatego, że dzień wcześniej rzuciłam wielkie pożegnanie 😉 Pamiętaj, nikt za Ciebie tej decyzji nie podejmie (chyba że zostaniesz zwolniony pierwszy). Decyzja o opuszczeniu pracodawcy i oddaniu się szczęśliwemu hobby jest najłatwiejsza. Mit planu Nigdy nie należałem do osób, które lubią planować swoje życie i wiedzą, jak to zaplanować. I za wszelką cenę zapisz gdzieś swoje plany i egzekwuj je. Zawsze jakoś mi się udawało i szłam na łatwiznę. W międzyczasie. Pomyślałem i zrobiłem w głowie plan tego, co będę robił przynajmniej przez część mojego przyszłego życia. Piszę to wszystko z perspektywy blogera kulinarnego, ale jeśli chcesz zająć się obróbką metali, śpiewem lub sportem wyczynowym, musisz mieć też plan na co najmniej kilka miesięcy, a nawet kilka miesięcy lub lat w przyszłość , przed rzuceniem papierów. Pierwszy zalążek mojego planu narodził się latem 2014 roku, kiedy pływałem w morzu na Sycylii. Zdałem sobie sprawę, OK, zaczynam czerpać korzyści z bycia blogerem kulinarnym. Jest to dodatek do wynagrodzenia. Ale co jeśli to się skończy? Czy będę musiał więcej i ciężej pracować w firmie? Wtedy zrodził się pomysł, aby rozszerzyć moją działalność jako blogerkę o (wtedy wydawało mi się to świetne) e-commerce. Ze względu na popularność bloga chciałem sprzedawać różne towary (zwykle tańsze w zakupie, droższe w sprzedaży, ale najwyższej jakości). Choć na początku bardzo się z tego cieszyłam, z czasem zaczęłam mieć wątpliwości, czy będę cały dzień pakować paczki i szukać klientów, żeby się rozwijać. Gdzie jest czas na gotowanie, blogowanie i zabawę? Najgorsze jest to, że zdałem sobie z tego sprawę dopiero kilka miesięcy po odejściu z firmy. podsumować coś. Trzeba mieć plan tego, czego się chce, co można robić przez kilka lat, żeby móc żyć ze swojej pasji. Najlepiej napisać biznesplan. Poważny. Mit pracy Być może mniej pracy niż formy pracy. Trzeba założyć, że samozatrudnienie faktycznie sprawdza się lepiej niż w korporacji. Więcej o tym micie napiszę, gdy będę mówić o czasie. Jeśli chcesz prowadzić własne życie, raczej nie polecam pracy na własny rachunek na podstawie umowy o dzieło z klientem na rynku.
Od teraz jesteś swoim własnym szefem, ale Twój szef staje się klientem, który przynosi Ci dochody. Tak naprawdę sam stajesz się firmą i dlatego moim zdaniem konieczne będzie założenie firmy. Nie chodzi o półśrodki, tylko o uwolnienie się i robienie swoich rzeczy. Założenie firmy to dziś chleb powszedni. Załóż profil zaufany na ePUAP, a od teraz będziesz mieć dostęp do różnych e-usług dla obywateli. Spółka jest otwarta na CEIDG. Tak jak w świecie korporacyjnym, nie lubiłem siedzieć na rachunkach, więc w firmie nie mam z tym problemu. Faktury wystawiam na iFirm, a następnie przesyłam do księgowej, za którą płacę miesięcznie 150 zł netto. W każdej chwili mogę się z nimi skonsultować i osobiście polecam zainwestować w specjalistę, dzięki czemu po prostu masz mniej stresu. Mit o pieniądzach Rezygnacja z pracy bez planu jest niemądra, ale rezygnacja z pracy bez pieniędzy jest głupotą. Nie podjąłbym decyzji, gdybym nie wiedział, że mogę żyć z oszczędności i żadnych nowych dochodów przez co najmniej pół roku. To krótki czas, który szybko minie. W głębi duszy wiedziałem, co się wydarzy, a zarobionych pieniędzy nie wydawałem na przyjemności, a także ograniczałem inwestycje. Zrobiłem to, ponieważ chciałem przeznaczyć środki z funduszu unijnego na otwarcie mojego pierwszego biznesu pod inwestycję. Wiem, że dla niektórych może to być bolesne doświadczenie, ale aby skorzystać z takiego zasiłku, trzeba zarejestrować się jako bezrobotny w urzędzie pracy. Co roku władze w całej Polsce dysponują specjalnym funduszem finansowym, dzięki któremu aktywizują bezrobotnych. O ile wiem, można uzyskać do 6 średnich krajowych i to mniej więcej to, co mam. Musisz włożyć wszystkie te pieniądze w sprzęt potrzebny do prowadzenia firmy. Przyszło mi do głowy, że oprócz pisania przepisów na bloga, mogłabym też robić warsztaty dla mniejszych i większych grup. Kupiłem więc sprzęt, który mogę zabrać ze sobą w mobilnej skrzynce i robić warsztaty czy pokazy kulinarne tam, gdzie jestem potrzebny. Kupiłem też nowy komputer i lepszy sprzęt foto-video. Wiem, że istnieją inne środki, których chciałbym użyć w przyszłości, aby rozszerzyć zakres mojej działalności. Boję się kredytów jak ognia, więc nawet nie myślę o takiej formie finansowania. Tylko oszczędności z tego co wypracowałem i ewentualne dotacje. Przedsiębiorczość uczy czegoś innego – inwestowania. Musisz płacić podatek dochodowy co miesiąc lub co kwartał, więc musisz inwestować i robić zakupy, aby go zmniejszyć. Nie wydawaj pieniędzy na głupie rzeczy, zamiast tego wydawaj na rzeczy lub usługi, które zwiększają Twoją wartość rynkową i umożliwiają dostarczanie lepszych rzeczy lub usług w przyszłości. Ile możesz zarobić? Nie możesz nic zarobić, jeśli nie masz planu i kierunku. Dlatego ważne jest, aby nie zaczynać od zera, a zbudować sieć kontaktów w firmie i pokazać się z dobrej strony. Łatwiej będzie zacząć. Z doświadczenia wiem, że teoretycznie mógłbym zarobić więcej, uwalniając swoją energię, niż pracując na etacie. Jedynym problemem, jaki masz, jest to, że nie otrzymujesz stałej pensji co miesiąc. Czasami partnerzy płacą szybciej, czasami wolniej. Tu nie ma przyjaźni. Natychmiast udowodnij, że jesteś silnym i konsekwentnym partnerem i żądaj terminowych płatności. Inaczej obudzisz się z debetem na karcie i kredytem na projekty Twoich klientów. Tyle za te pieniądze – reszta z Michałem by Jak Oszczędzać Peníze 😉 Mit czasu W tej kwestii popełniłem chyba najwięcej błędów. Byłem trochę «zdemoralizowany» swoimi oszczędnościami, więc o ile pamiętam, przez pierwszy miesiąc nie zrobiłem nic sensownego, żeby założyć firmę. Na wszystko miałem czas i odkładałem każdą bardziej skomplikowaną decyzję. Może mój mózg potrzebował przerwy po wielu latach pracy w innym środowisku? Ogólnie myślałam o pracy w domu nad własnymi projektami jako o cudownym czasie, w którym pracuję 2-3 dni w tygodniu, a resztę spędzam na czytaniu książek, chodzeniu do kina, odwiedzaniu galerii, ciągłym spotykaniu się z przyjaciółmi, ćwiczeniu i po prostu ogólnie relaksujący. Rzeczywistość zderzyła się szybko. Z tymi „dwoma pełnoetatowymi pracami” wypełniającymi mój czas, poświęciłem się głównie rozwojowi bloga i różnym projektom pobocznym. Można powiedzieć, że pracuję od poduszki do poduszki z małymi przerwami. I nie narzekam. Nie o to chodzi. Pracuję dużo więcej niż kiedyś, ale daje mi to ogromną satysfakcję. Nikt mnie do niczego nie zmusza? Mit o wolności Jest to chyba najbardziej naiwny mit ze wszystkich. Uwolnię się od szefa, od presji, od klientów. Polecę nad wszystkimi na puszystej chmurce. Niestety świat tak nie działa. Twardego tyłka trzeba mieć zarówno w firmie jak i w sobie. Nawet więcej. Bo jeśli byłeś copywriterem lub projektantem w agencji, to musisz wiedzieć, że feedback, który otrzymałeś był wyjątkowo łagodny, wcześniej przefiltrowany „acanta”. Tutaj jesteś narażony na presję i oczekiwania. Jeśli wierzysz w swoje umiejętności, wszystko będzie dobrze. W przeciwnym razie musisz nauczyć się doceniać i cenić swoją pracę i czas. Magiczne słowo asertywność. Ty wyznaczasz granice swojej wolności, ale nie działasz w próżni. Podsumowując, czego nauczyłem się podczas mojego roku poza firmą:
Jeśli masz własne doświadczenia lub pytania, możesz omówić je w komentarzach lub skontaktować się ze mną na PRIV tomek@magicznyskladnik.pl.
Patrząc wstecz, myślę, że to była dobra decyzja. Nie wiem, co bym zrobił za rok w Korpusie. Może zostanę w tej samej firmie. Może pojadę na zawody. Ale nic by się nie zmieniło. Dla mnie byłby to czas rosnącej frustracji i trudności w godzeniu blogowania z pracą. Nie miałbym czasu na nic innego. Teraz, po roku, rozpoczynam dwa nowe, duże projekty. Pewien kulinarny startup, który rozwijamy z przyjaciółmi. Premiera jesienią. Pracuję też nad niektórymi produktami Magic Component, które planuję wkrótce wypuścić. Jako pracownik etatowy nie miałbym nawet czasu, żeby to rozgryźć, a nawet gdybym miał, to nigdy nie doszedłbym do etapu wdrożenia. Pomimo ogólnego poczucia straconego czasu, był to bardzo, bardzo dobry rok. Następny też będzie dobry! Chwała wszystkim, którzy mi pomogli i tym, którzy zapobiegli wiecznemu potępieniu! 🙂
Jeśli macie własne doświadczenia lub pytania, zapraszam do omówienia ich w komentarzach lub kontaktu na priv tomek@magicznyskladnik.pl.